Artykuł Joanny Bojańczyk, pt. Akustyczne nazwisko w tygodniku Do Rzeczy:
"W książkach wspomnieniowych na początku wpada się na listę przodków autora. Tę część przelatuję wzrokiem albo omijam. Poza wyliczanką kolejnych pra– rzadko jest w tym dla czytelnika coś ciekawego. W książce „Radziwiłł. Aleksander Kaczorowski rozmawia z Maciejem Radziwiłłem” jest inaczej. Maciej Radziwiłł nie jest nudziarzem zamęczającym genealogią. On skraca, gdzie trzeba; gdzie trzeba, wchodzi dowcip, anegdota. I żadnego podbijania siebie.
Jednak od zawiłych koneksji nie da się uciec, zwłaszcza jeśli się ma rodzinę liczącą 2 tys. osób. Jej członkowie pojawiają się na różnych etapach życia bohatera, zazwyczaj pomocni, choć zdarza się, że wsadzą patyk w tryby. „Akustyczne” nazwisko Radziwiłł może otwierać różne drzwi, ale były czasy, że wyrzucało na bruk. W Polsce w latach 50. obeszło się bez rozstrzeliwań arystokracji, jak w Związku Sowieckim, jednak i tak był to dla niej mroczny czas. Więzienia, przesłuchania, wyrzucanie z pracy, niepuszczanie na studia. Sami zainteresowani podchodzili do tego z dystansem. „Radziwiłł nie może w życiu zrobić żadnej kariery, bo samo bycie Radziwiłłem jest już szczytem osiągnięć” – to słowa (ironiczne) Anny Radziwiłł, wiceminister edukacji w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Jej na karierze zależało najmniej, interesowało ją wychowywanie młodzieży.
Maciej Radziwiłł, rocznik 1961, w latach 80. student socjologii, pierwsze szlify zdobywał w konspiracji: drukował książki, przewoził sprzęt, ukrywał siebie, kolegów i podziemne wydawnictwa. Nowy etap rozpoczął z upadkiem Polski Ludowej. Z trzema dyplomami magisterskimi, trzema językami oraz znajomością łaciny i greki w latach 90. początkujący biznesmen uczył się praw kapitalizmu. Giełda, finanse, zarządzanie spółkami. Opowiada o tym z otwartością, mając świadomość, że czyste karty życiorysu na to pozwalają. Ostatnia część książki opowiada o sprawie kolekcji Czartoryskich.
Maciej Radziwiłł umie opowiadać – nieraz słyszałam go na żywo. Dlatego wydaje mi się, że nie było potrzeby nadawać niektórym jego wypowiedziom wygładzonej formy literackiej. Mówiony język byłby lepszy. Nie wiem, czy to sprawka rozmówcy czy wydawcy, jedyne maleńkie zastrzeżenie do tej doskonałej książki.
W olbrzymim plemieniu, którym są Radziwiłłowie, zapewne znajdzie się niejeden hultaj i zabijaka. Jednak jest pewne, że z pana Macieja krewniacy mogliby być tylko dumni."